Jeszcze parę lat temu kebab to był święty Graal imprezowicza – ciepły, tłusty, zawinięty w folię jak prezent od losu. Płaciłeś dyszkę, dostawałeś chleb, mięso, surówkę i czosnkowy sos, który następnego dnia przypominał o sobie bardziej niż wyrzuty sumienia po SMS-ach do byłej. Dziś? Kebab się ogolił, wyprał kurtkę, poszedł na kurs sommelierski i wrócił jako nowa osoba. Wjeżdża na porcelanowym talerzu, ułożony jak ikebana z baraniny, z miętowym aioli i ciecierzycą, która zna swoje prawa. Cena? 45 zł, czasem więcej. Ale za to masz wrażenie, że właśnie zamówiłeś danie, które spokojnie mogłoby wjechać w degustacyjnym menu u Modesta Amaro.
Kebaby w Warszawie za cztery dychy z hakiem to już nie fast food, tylko slow celebration. W modnych miejscówkach zamiast ketchupu masz domowy sos z pieczonej papryki z wędzoną solą z Cypru. Mięso? To nie jest „jakieś tam” – to sezonowany jagnięco-wołowy miks, marynowany przez 48 godzin, krojony w plastry cienkie jak kredyt zaufania po trzech piwach. Wszystko podane na podpłomyku wypiekanym na miejscu, z dodatkiem fermentowanego ogórka i rukoli, która mogłaby startować w konkursie piękności. I teraz pytanie – czy to jeszcze kebab, czy już manifest kulinarnego postępu?
Kebab gourmet – czyli kiedy street food spotyka foodie
Gastronomia zmieniła reguły gry. Kiedyś „uliczne jedzenie” oznaczało, że możesz to złapać w biegu i zjeść stojąc pod budką, walcząc z opadającą sałatą. Teraz street food to styl życia, kuchnia z charakterem, a kebab znalazł się w centrum tego gastro tsunami. Wbijasz do foodtrucka, a tam kucharz z doświadczeniem z Nomy, przyprawia mięso ręcznie ucieranym zaatarem. Ludzie stoją w kolejce jak po Yeezy w 2018, a każde zamówienie wygląda jak kadr z Pinteresta. Taki kebs nie krzyczy „zjem cię”, tylko szepcze „będziesz o mnie śnił”.
Na TikToku aż kipi od polecajek z kebabami za 40–50 zł po obejrzeniu których ślinka cieknie. Ludzie nie robią już relacji z koncertów – robią story z kebaba. Każdy plaster mięsa jest jak TikTokowy trend – soczysty, gorący i znika szybciej niż Twoje postanowienia noworoczne. A knajpy wiedzą, że teraz nie wystarczy dobrze nakarmić – trzeba też dobrze wyglądać. Neon z napisem „Grill & Love”, designerskie logo, sosy w squeeze’ach z własną etykietą i chłop, który układa warzywa jakby właśnie kończył doktorat z symetrii.
Czy warto? Ślinotok kontra portfel
No dobra, ale czy to wszystko warte jest tych 45 zł? Odpowiedź: zależy. Bo jak trafisz na miejsce, gdzie kebab to nie tylko jedzenie, ale emocjonalne przeżycie – to tak, zdecydowanie. To jak koncert twojego ulubionego zespołu – płacisz dużo, ale czujesz, że dostałeś coś więcej niż tylko muzykę. Dobrze zrobiony kebab potrafi rozwalić kubki smakowe na drobne kawałki i poskładać je na nowo w zupełnie innym porządku. Tylko że zamiast „do popicia coli”, masz do popicia kombuchę z ogórka kiszonego.
Z drugiej strony – są miejsca, które windują ceny do absurdu, a w środku dostajesz średnio ciepłe zawiniątko i uśmiech znikający szybciej niż reszta składników. I tu trzeba uważać – bo cena nie zawsze znaczy jakość. Dlatego warto czytać opinie, scrollować Insta, wchodzić na TikToka, gdzie dzieciaki z czułością opowiadają o tym, jak baranina miała „teksturę jak aksamit po deszczu”. Gastro trend to jedno, ale prawdziwe gastro przeżycie to drugie.
Nowy kebab – stary romans w nowym opakowaniu
Finalnie: kebab za 45 zł to nie żaden skok na kasę, tylko efekt ewolucji. Kiedy kucharze z doświadczeniem w restauracjach z gwiazdką zaczynają robić kebaby, wiesz, że coś się dzieje. Kebab to teraz płótno, a każdy składnik to pociągnięcie pędzla. Może i nie zjesz go codziennie, ale kiedy już to zrobisz – chcesz, żeby było jak najlepiej. To trochę jak randka z kimś, kto ma zarówno PhD, jak i świetne memy – rzadkie, drogie, ale zapadające w pamięć.
Czy kebab za 45 zł to fine dining? Może nie w białej koszuli i z winem, ale na pewno z duszą, smakiem i pomysłem. I jeśli po takim kebabie nie tylko ślinka cieknie, ale też łezka się kręci – to wiedz, że było warto. A reszta? Niech się śmieje. My i tak wiemy, gdzie jest najlepszy zawijas w mieście.
Artykuł partnera.